Wywiad z Wentworthem Millerem


Went Miller Trwająca przerwa na planie serialu "Skazany na śmierć" spowodowana strajkiem scenarzystów przyprawia rzesze fanek i fanów o ból głowy. Przychodząc im z pomocą prezentujemy Wam tłumaczenie własne wywiadu z Wentworth Millerem z magazynu WHO z 20 września. Dzisiaj pierwszy fragment, pozostała część wkrótce, o ile wyrazicie taką chęć w komentarzach.
Zapraszamy do lektury.


Określałeś się bardziej jako domator niż dusza towarzystwa. Czy twoja sława zmieniła to?


Taaak. To luksus [bycie domatorem -red.] na który nie mogę sobie pozwolić. Nigdy nie nazwałbym siebie duszą towarzystwa, jednak spędzam całe dnie w otoczeniu setek osób, które przewijają się codziennie na planie serialu "Skazany na śmierć". W jednym ze starych wywiadów Jack Nicholson powiedział, że znana osoba poznaje tyle osób w ciągu roku, co przeciętny człowiek przez całe życia. Nie wiem czy zostało to zbadane naukowo, ale ja w to wierzę.
Podczas wolnego weekendu, które zdarzają mi się niezwykle rzadko zastanawiam się co z sobą począć. Czy zostać w domu na kanapie z pilotem w ręku, czy wyjść do pobliskiego baru i być nękanym pytaniami fanów o tatuaż, czy inne fakty z mojego życia zawodowego. Wybieram to pierwsze. W życiu ważna jest równowaga. Myślę że ludzie, włączając i mnie, a może i szczególnie mnie, potrzebują chwili czasu nad zastanowieniem się co się w ich życiu dzieje. Dla mnie jest to bardzo ważne, zważywszy na fakt, że w ostatnim czasie moje życie uległo diametralnej zmianie. Wiele mi chodzi po głowie.

Jakie są złe i dobre strony bycia głównym bohaterem popularnego serialu?

Najfajniejszą sprawą jest nie tylko to, że jest to super serial, ale też fakt, że wyznacza mi on cel w życiu. Mam miejsce do którego wracam każdego ranka, stałą pensję co dla aktora nie jest oczywiste i stanowi luksus, ale przede wszystkim także pracę, która daje mi wiele możliwości. Tutaj w Stanach dla ludzie jest najważniejsze czy zrobiłeś karierę na świecie. Fakt, że serial "Skazany na śmierć" jest międzynarodowym hitem, a moje nazwisko jest znane w Korei, RPA, a nawet w Australii pozwala mi z optymizmem spoglądać w przyszłość. Z pewnością łatwiej mi będzie teraz otrzymywać ciekawe propozycje, co jeszcze półtora roku temu nie było oczywiste.
Druga, gorsza strona medalu to wyczerpująca praca. W ciągu roku powstają 22 odcinki serialu, a praca nad pojedynczym odcinkiem to osiem dni nawet 17 godzinnej harówki każdego dnia. Podczas dwóch miesięcy wolnego nie mam już siły na grę w innych produkcjach. W sumie jest to ok, gdyż "Skazany na śmierć" to mój numer jeden, moje dziecko dla którego poświęcam najwięcej uwagi.
Negatywną sprawą jest także mój nieprawdziwy wizerunek kreowany przez media. Jest rzeczą naturalną, że ludzie mają pewne wyobrażenie w stosunku co do aktorów. Taki jest to biznes. Jednak informacje, które można znaleźć na mój temat w prasie czy w internecie rzadko mają cokolwiek wspólnego z prawdą. Możesz pogodzić się z tym, że ludzie mogą pisać wszystko o tobie, zmyślać najróżniejsze rzeczy, lub, jeśli masz wystarczająca dużo czasu i pieniędzy - iść do sądu. Jak na razie te wszystkie bzdury budzą mój śmiech. W Korei można zobaczyć reklamę zewnętrzną, na której moja fotografia jest wykorzystywana w reklamie testu na raka prostaty w jednym z koreańskich szpitali. Wybrano jedno ze zdjęć, które ukazały się kilka lat temu w magazynie GQ. Nikt nie pytał mnie o zgodę.
Ostatnio moi agenci dostali mnóstwo emaili oraz odebrali setki telefonów od fanek i fanów z pytaniem, który z moich profili na Myspace jest prawdziwy. Prawda jest taka, że nigdy nie byłem na Myspace, a moich "oficjalnych" profili znajdziesz tam kilkanaście. Ich właściciele odpowiadają na emaile fanów i blogują podszywając się za mnie. To trochę dokuczliwe, ale w sumie nie obchodzi mnie to. Ważne jest to, że ludzie lubią serial i moją postać. Nie chciałbym jednak, aby jakaś 10 letnia fanka wpadła w ręce nieodpowiedniej osoby, przekonana, że koresponduje z Wentworth Millerem, kiedy tak nie jest.

Jaka nieprawdziwa informacja sprawiła ci największy ból?

Na stronie internetowej ktoś napisał: Właśnie się dowiedziałam, że Wentworth Miller jest Angolem. Teraz już wiem skąd ten beznadziejny akcent." Byłem dzieckiem, kiedy przeprowadziłem się do USA! Taki mam akcent. W ten sposób mówię.

Czy przez tą wypowiedź dostałeś obsesji na punkcie twojego akcentu?

Nie. Musisz się z tego śmiać. To kuszące i myślę że naturalne, aby dać sobie kredyt zaufania i ignorować anonimowe opinie. Popełniłem błąd czytając komentarze przyjmując, że krytyka pochodzi od osoby znającej się na aktorstwie i obeznanej w pracy przed kamerą. Prawdopodobnie jednak była to jakaś niezadowolona 16 letnia mieszkanka Teksasu, której nie podobał się serial. Dla mnie jej komentarz był ważny na równi z wypowiedzą reportera z Entertainment Weekly. Mój błąd.

Przyznałeś się, że zdarzyło ci się zmyślać odpowiedzi w wywiadach.

Raz, góra dwa. Dotyczyły spraw, które nie są szczególnie ważne, typu; "Kto jest moim ulubionym projektantem?", lub "Jaka jest moja ulubiona woda toaletowa?". Śmieję się z tego, gdyż uważa się, że jako aktor przywiązuję to tego wagę i moje opinie się liczą.

http://www.seriale.telebim.info/index.php/category/skazany-na-smierc